Wcale nie tak pewne pewniki
Jedyną rzeczą, a w zasadzie faktem, którego możemy być w życiu pewni jest śmierć.
Powiało grozą, co?
Niestety, taka prawda.
Ciężko jest przewidzieć, co może się zdarzyć, zawsze może nastąpić jakiś nieoczekiwany zwrot sytuacji. Najbardziej uważać trzeba w momencie, kiedy za pewnik bierzemy inną osobę. Człowiek to człowiek, przecież zawsze może popełnić jakiś błąd, zmienić zdanie, zapomnieć się, czy chlapnąć o jedno słowo za dużo. Nie jesteśmy idealni.
Ostatnio przekonałam się, że moja skromna osoba była brana za PEWNY pewnik.
Śmieszne uczucie, kiedy się skapniesz.
Po pierwsze: mój szef.
Kulturalnie, jako grzeczna dziewczynka słuchająca mamusi (czasami), poszłam do szefa na rozmowę, nie chcąc "palić mostów" (jak prosiła mama), bo przecież "nigdy nie wiadomo, co będzie i może jeszcze będziesz musiała u niego pracować". Nie zagłębiając się w szczegóły ........... jeśli ktoś jest dla mnie chujem, nie będę siedzieć i grzecznie się uśmiechać. W wyniku obrony własnej osoby usłyszałam, że jestem bezczelna. Ha! I pomyśleć, że to ja zapierdalałam w syfie za psi grosz. Nie myślcie, że się użalam, daleko mi do tego. Nie moja wina, facetowi dupa się pali, bo nie ma kto u niego pracować. Ciekawe, dlaczego .... ???
Po drugie: kumpel, który po czterech miesiącach wrócił do Polski.
Od czerwca do połowy września odezwał się tylko kilka razy. W momencie, kiedy dowiedział się, że kogoś poznałam praktycznie się nie odzywał. W sumie Gośka mi uświadomiła: "Brał cię za pewnik, a teraz grunt mu się spod nóg usunął". Sama brałam go za dobrego kumpla, kiedy on znajdował sobie jakąś laseczkę czy z kimś kręcił - jako dobra koleżanka - cieszyłam się. Dlaczego nie może działać w drugą stronę?
Nie wiem.
------
Szczerze? Nie bardzo przejęłam się zmianą "pozycji", odejściem od "pewnikowania".
Dla mnie liczy się fakt, iż moi BLISCY biorą mnie za takową.
Za PEWNĄ. Pewną uczuć, na ten przykład.
Jeśli będą mnie potrzebować - będę.
Jak już wspomniałam na początku posta: każdy człowiek się zmienia, może popełnić błąd.
Uważajcie, bo możecie się sparzyć. Ja się sparzyłam i to nie raz. Czekam na kolejny, chociaż mam nadzieję, że cios nie nadejdzie prosto w serce.
Na koniec - jak zwykle - piosenka! Dla mojej kochanej BLONDYNY, która jako jedyna (no, może nie do końca, bo jest jeszcze mój facet) wie o wszystkim, szanuje i ROZUMIE moje decyzje.
Kocham Cię, siostro! :* Coby nasz hejt nie malał, tylko rósł w siłę ;)