Obserwatorzy

About Me

Tyle już was było

Popularne posty

Obsługiwane przez usługę Blogger.
niedziela, 14 grudnia 2014

Tego kwiata jest pół świata? ...

.. a trzy czwarte gówno warte - chciałoby się dokończyć.

Nie generalizujmy. To że ja trafiłam źle ... a może i nie tak źle... nie znaczy, że każdy facet to świnia.

Tytułową kwestię, ale z pełnym przekonaniem, usłyszałam dziś kilka razy.
Kochana mamusia...zupełnie jakby sama nie była młoda.
Ale zaczęłam od środka...

Jakkolwiek dziwnie to zabrzmi: niedawno poznałam swoją babcię (faktycznie dziwne). Przez wiele, wiele lat ojciec i ona nie utrzymywali kontaktu. Sytuacja uległa zmianie. A na dodatek dziś zaczęła mówić... ludzkim głosem.

Nie dziwcie się. Nie chcę wyjść na potwora, ale skoro przez tyle lat radziłam sobie bez babci (z różnym skutkiem), oczywistym jest, iż do nowego członka rodziny podchodziłam z dystansem.

Widziała, że chodzę cały dzień przybita. Nic dziwnego. Ostatni tydzień mnie wykończył. Przez niedospanie, przepracowanie, przemęczenie, prawie każdy wieczór kończył się rykiem w poduszkę. (Nic nie poradzę, że bo wykańczającym maratonie jedyne, o czym marzyłam, było przytulenie się do ciała, które zdążyłam tak dokładnie poznać.) Po jakże owocnej nocy  nadszedł czas na owocny dzień.

Szczerze? Babcia jako jedyna chyba w pełni zrozumiała moją sytuację.
"Chcesz, żeby wrócił??" - tym pytaniem mnie bardzo, ale to bardzo zaskoczyła.
"Nie mogę powiedzieć, że nie chcę"
Wiem, oberwę od mojej bandy, własny mózg też mnie zbeszta za głupie gadanie.
Nic nie poradzę.
Po prostu serce płata mi figle.

Do Sylwestra wszystko się unormuje, a jak go spędza? Nie wiem, babciu. Mam nadzieję, bo wyjeżdżam.
"A nie chcesz mu zaproponować wspólnego wyjazdu??"
Oczywiste. Chcę. Jak diabli.
Nie zdążyłam nic odpowiedzieć, bo ma rodzicielka zaczęła wykład pt. "Nie są małżeństwem i muszą się z niczym śpieszyć".
Przemilczałam fakt, że już dawno mieliśmy jechać razem w góry.

Daję sobie jeszcze tydzień-dwa. Ha, płonne nadzieje! Święta skończą się jak ostatni tydzień, skutkiem czego nadejście Nowego Roku świętować będę z worami pod oczami wielkości tych na ziemniaki.


Ruda się nigdy nie zakochuje.

Uświadomiłam Go o tym już na pierwszym spotkaniu (o ile dobrze pamiętam). Że owszem, szybko się przywiązuję, zależy mi itd...Ale nie zakochuję. Ja? W życiu.
Pierdolety. Jak uderzyło to aż do utraty tchu. Szkoda, że teraz ten dech tracę przez płacz.

Najpierw się złościłam.


Po tygodniu od rozstania zaczęłam tęsknić. Jak cholera.


Moje podejście, jeszcze trochę ...

2 komentarze:

apanas pisze...

Z tym niezakochiwaniem się, przywiązywaniem to jakbym słyszała siebie, dziewczyno!

Glezgow pisze...

Czyli nie jestem sama ;)